"Dont let go, never give up, its such a wonderful life..."
piątek, 16 lipca 2010
czwartek, 15 lipca 2010
Kraków
W Wielkim skrócie:
We wtorek jechałem z Agą do Krakowa. Ostatnio byłem w krk z Szymkiem. Nie wspominam tego wyjazdu miło, gdyż jedyne co zwiedziliśmy to dworzec PKP, bo okazało się, że zarezerwowany nocleg nie był zarezerwowany. Pokłóciliśmy się i wróciliśmy najbliższym pociągiem.
Tym razem było zupełnie inaczej.Zaczęliśmy od knajp, spacerów, śmiesznych zdjęć i dużej dawki humoru. Spotkałem się z panem Ł., który okazał się być wspaniałym człowiekiem. Nazwałem go nawet chodzącym ideałem. Spotkanie trwało dość krótko, bo miał zapiernicz w pracy i ledwo żył. Doceniłem to, że wpadł się zobaczyć chociaż na tę chwilę...
Wieczorem poszliśmy się bawić do Kitshu. Pierwszy raz od trzech lat tak dobrze się bawiłem. Skończyliśmy przed 5. Następne godzinka snu i powrót do domu pociągiem. Mimo, że podróż totalnie mnie wykończyła, to faktem jest, że było zajebiście. Zobaczyłem tyle, że po powrocie miałem wrażenie jakbym spędził w Krakowie co najmniej pół tygodnia. Uważam, że wykorzystaliśmy każdą sekundę ;)
Seks w wielkim mieście...
Ostatnio umówiłem się z panem B. na robienie zdjęć miasta nocą. Oczywiście ze strony Szymka wyszły problemy, w których ja rzekomo specjalnie chciałem mu pokazać jaki to on jest beznadziejny. Pan B. nigdy nie był dla mnie nikim, jak tylko kolesiem z którym fajnie mi się gadało. Po pierwsze ja nie jestem w jego typie, po drugie on nigdy nie był w moim. Traktuję go jak zwykłego znajomego, z którym miło spędzam czas.
Szymek jak już wcześniej pisałem sobie coś ubzdurał. Więc, chcąc nie chcąc na drugi dzień sam B. powiedział, żebym sobie z nim wyjaśnił co trzeba i olaliśmy zdjęcia... Zresztą po jego telefonach nie byłem wstanie na jakiekolwiek zdjęcia, gdyż miałem problem z uspokojeniem myśli, a dodatkowo ręce drżały mi na całego...
Spotkanie z Szymkiem wielkim skrócie: spotkałem się z nim, pogadaliśmy i załóżmy, że wszystko było już ok. Powiedziałem mu, że prawdopodobnie moja znajomość z panem B. szlag trafił, dzięki jego fochom, które pięknie pokazał swoimi smsami i telefonami... Na końcu rozmowy okazało się, że uciekł mi ostatni pociąg, więc Szymek powiedział, że mogę przenocować u niego. Zgodziłem się, bo nie miałem innego wyjścia.
Noc: Ocknąłem się kiedy Szymek wstał, żeby się napić, ale nie otwierałem oczu. Po chwili wydało mi się, że zasnąłem, ale obudził mnie jego delikatny dotyk. Głaskał mnie po ramieniu. Nie otwierałem oczu, bo nie wiedziałem co zrobić. Nie przestawał, co sprawiło, że coraz mocniej miałem ochotę go złapać i przyciągnąć do siebie. Nie wytrzymałem i powiedziałem sobie, że raz się żyje. Było ciemno. Zacząłem dłońmi dotykać jego ciała. Dłonie, twarz, brzuch, usta. Przyciągnąłem go do siebie do łóżka. Zapytałem go czy na pewno dobrze robimy. Odpowiedział, że tak, jeżeli nie mam wobec nikogo innego żadnych zobowiązań. Zaczęliśmy się całować. Zaczęliśmy się kochać. Ten sam namiętny płomień znowu się w nas zapalił, ale tylko na czas naszego zbliżenia. Bo nie było to nic innego prócz seks. Nie był to dowód miłości, która kiedyś nas wiązała. Może i odcięliśmy się od siebie uczuciowo, ale nie potrafiliśmy się odciąć od siebie fizycznie. Brakowało nam obydwu tego naszego idealnego seksu.... Nie żałuję nawet sekundy...
sobota, 3 lipca 2010
Upału ciąg dalszy...
wtorek, 29 czerwca 2010
Zbyt dobry?
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Koniec
Nie ptorafię zasnąć. Już czwarty dzień. Rozmyślam o tym co było.
Rozstaliśmy się z Szymkiem na zawsze...
Kiedy dzwonił do mnie we wtorek, wiedziałem, że coś jest nie tak. Że albo chce zerwać, albo mnie zdradził. Jeśli kogos się znało przez 3 lata, to takie rzeczy się wie...
Przyjechał do mnie czwartek. Rozmawialiśmy długo. Starałem się być twardy. Mimo tego uroniłem kilka łez. Widziałem, że i jemu jest ciężko...
"Nasza miłość po prostu się wypaliła" -powiedział...
Został u mnie na noc, a następnego dnia jechał do domu. Odprowadziłem go na pociąg połowę drogi. Przytuliliśmy się po raz ostatni... I tak sierozstaliśmy. On poszedł na stację, a ja do domu...
Chyba przestaję wierzyć w słowo na M...
mam ochotę zasnąć i się nigdy więcej nie obudzić... jednak drugi raz nie spróbuję się zabić...
to chyba już mój ostatni post tutaj, zastanawiam się tylko czy usunąć bloga czy też go zostawić....
wtorek, 20 kwietnia 2010
...
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Uśmiech
Cieszę się, że ktoś napisał pod moim poprzednim postem.... miło ze ktoś mnie jeszcze pamięta a już w ogóle się cieszę, że ktoś zatęsknił :)