W Wielkim skrócie:
We wtorek jechałem z Agą do Krakowa. Ostatnio byłem w krk z Szymkiem. Nie wspominam tego wyjazdu miło, gdyż jedyne co zwiedziliśmy to dworzec PKP, bo okazało się, że zarezerwowany nocleg nie był zarezerwowany. Pokłóciliśmy się i wróciliśmy najbliższym pociągiem.
Tym razem było zupełnie inaczej.Zaczęliśmy od knajp, spacerów, śmiesznych zdjęć i dużej dawki humoru. Spotkałem się z panem Ł., który okazał się być wspaniałym człowiekiem. Nazwałem go nawet chodzącym ideałem. Spotkanie trwało dość krótko, bo miał zapiernicz w pracy i ledwo żył. Doceniłem to, że wpadł się zobaczyć chociaż na tę chwilę...
Wieczorem poszliśmy się bawić do Kitshu. Pierwszy raz od trzech lat tak dobrze się bawiłem. Skończyliśmy przed 5. Następne godzinka snu i powrót do domu pociągiem. Mimo, że podróż totalnie mnie wykończyła, to faktem jest, że było zajebiście. Zobaczyłem tyle, że po powrocie miałem wrażenie jakbym spędził w Krakowie co najmniej pół tygodnia. Uważam, że wykorzystaliśmy każdą sekundę ;)
Zazdroszczę wyjazdu, Kraków to wspaniałe miasto :) Sam też muszę chyba zrobić tak samo, jak ty, a po całej nocy wrócić do domu odespać ;)
OdpowiedzUsuńNie ma takiego kto by wyjazdu do Krakowa nie zazdrościł :)
OdpowiedzUsuńno tak...rozmarzyłem się Krakowem...
OdpowiedzUsuńtylko po co tam Lechu jest??:):):):)
no Kraków potrafi w sobie rozkochać!
OdpowiedzUsuńMój dorgi swego czasu mieszkałem naprzeciwko Kitshu. Spędziłe mtam wiele wspaniałych chwil...
OdpowiedzUsuńA co do samego Krakowa, to faktycznie można się w nim zatracić bez końca... :-)
Pozdrawiam i słońca bez końca :)
bardzo nie lubię krakowa.......
OdpowiedzUsuńOsoby nie znające prawa obszaru świata, na którym przebywają podobne są do ślepców poruszających się po polu minowym.
OdpowiedzUsuńRadosnego 2011 roku!!!